Dlaczego Polacy wolą samochody od komunikacji miejskiej?

Coraz częściej jesteśmy zachęcani do korzystania z komunikacji miejskiej jako alternatywy dla samochodów osobowych. Powodem ma być uciążliwy smog, panujący w aglomeracjach miejskich. Jednak wiele osób, przyzwyczajonych na przykład do swojej toyoty w Warszawie nie daje się przekonać do takiego rozwiązania, wybierając własny środek transportu zamiast zbiorczego.

To się opłaca

Mamy średnio około 540 samochodów na 1000 mieszkańców. W Warszawie statystyki szybują nieco wyżej do ponad 600 aut. Zachodnie stolice notują odwrotną tendencję, na przykład w Berlinie samochodem porusza się niewiele ponad 300 osób na 1000 mieszkańców. Codziennie do Warszawy wjeżdża nawet kilkaset tysięcy aut osób, które mieszkają poza stolicą, ale w niej pracują. To do nich są dedykowane różne kampanie, mające na celu promowanie środków miejskiego transportu. Przeciętna Toyota w Warszawie z silnikiem o pojemności 1,8 litra spala 10 litrów gazu na 100 kilometrów. Koszty dojazdu do pracy mogą wynosić od kilku do kilkunastu złotych. Są mniejsze o połowę, jeśli z auta korzystają dwie osoby. Mimo kosztów paliwa i amortyzacji samochodu, wspomniana toyota jako środek poruszania się może być tańsza od transportu miejskiego.

Cena odległości

Wśród argumentów, zachęcających do ograniczania poruszania się samochodem, jako jeden z wielu podawane są koszty. Komunikacja miejska jest pokazywana jako tania, choć podany wyżej przykład Toyoty w Warszawie pokazuje, że to pogląd dyskusyjny. Aby autobus, tramwaj czy metro były rzeczywiście opłacalne, należy wykupić bilet miesięczny. Za najbardziej korzystną uważa się opcję na 3 miesiące. Jednak jeśli w stolicy bywamy rzadziej, jesteśmy skazani na stosunkowo drogie bilety jednorazowe, których cena jest uzależniona od czasu ich ważności. Najdroższa opcja to ponad 7 złotych w jedną stronę. Bilet dzienny jest jeszcze droższy. Droga tam i z powrotem do bardziej odległego miejsca, jak również korzystanie z biletu na jeden dzień wcale nie należy do atrakcyjnych cenowo. Zwłaszcza, jeśli przemieszczać musi się kilku członków rodziny.

A co z wygodą?

Jeśli trasa do pracy, szkoły lub innego miejsca wymaga zmiany środka komunikacji, robi się nie tylko drogo, ale i niewygodnie. Pasażer w toyocie w Warszawie nie musi się wystawiać na niekorzystne warunki atmosferyczne, żeby dojechać do celu. Stojąc na przystanku jest się narażonym na wiatr, deszcz oraz mróz. W stolicy częstotliwość kursowania autobusów jest imponująca, ale w mniejszych miastach mieszkańcy mają o wiele mniej komfortu. Zwłaszcza w chłodniejszych miesiącach. Komunikacja miejska nie jest również dobrym rozwiązaniem dla osób, które po drodze robią zakupy. Konieczność jazdy przez pół miasta z kilkoma siatkami skutecznie zniechęca do robienia sprawunków w sklepie innym niż osiedlowy. Pod względem miejskich korków zarówno kierowca samochodu jak i pasażer w komunikacji są w zasadzie równi. Jedni i drudzy muszą swoje odczekać. Kierowca dodatkowo straci wiele czasu na poszukiwanie wolnego miejsca do parkowania, co jest już oszczędzone pasażerom autobusu.

W trosce o zdrowie

Duże skupiska ludzi to najczęściej spore potencjalne zagrożenie chorobami. Jeśli nie zwracamy uwagi na czystość rąk, łatwo dostać rozstroju żołądka. Wystarczy chwycić tę samą poręcz, którą wcześniej trzymała osoba, nie mająca w zwyczaju myć dłoni po wyjściu z toalety. Bakterie E. coli i pałeczki salmonelli zawsze towarzyszą ludziom, co wiele osób skutecznie zniechęca do miejskiego transportu. Na chorobę brudnych rąk, wirusowe infekcje dróg oddechowych oraz zakażenia skóry i tkanki podskórnej raczej nie chorują osoby, poruszające się toyotą w Warszawie. Podłoga w ich aucie nie stanowi przeglądu przekąsek i dań na wynos jak w autobusach i tramwajach. Na co jeszcze można się natknąć w tłumie pasażerów? Roztocza, pchły, wszy, a nawet pluskwy. Jeździmy przecież również z czworonożnymi pupilami. Plus wirusy, zwłaszcza w sezonie zimowym.

Samochód posiada tak wiele zalet, że jak na razie to one decydują o naszych codziennych wyborach komunikacyjnych. Zwłaszcza, że duża część Polaków dopiero teraz ma szansę poznać uroki korzystania z własnych czterech kółek.